fbpx mgr Michał Kochańczyk: Wspomnienia z podróży | GUTW

mgr Michał Kochańczyk: Wspomnienia z podróży

Autor: 
Magdalena Nieczuja - Goniszewska, GUTW
Ostatnia modyfikacja: 
poniedziałek, 15 czerwca 2020 roku, 10:52

Zapraszamy do lektury, bogato ilustrowanych zdjęciami, wspomnień znanego podróżnika, taternika, alpinisty, żeglarza Michała Kochańczyka.

Teksty w załącznikach:

Zdjęcia - w prezentacjach

 

cz.1 Gran Pajaten - czyli w poszukiwaniu złota Inków

"Kiedy wyruszałem na swoją wymarzoną wyprawę wysokogórską w Andy Peruwiańskie nie zdawałem sobie sprawy, że spotka mnie tam niesamowita historia, jaka nigdy przedtem nie przydarzyła się w moim burzliwym, podróżniczym życiu. Otarłem się o historię, dotarłem do miejsca w Amazonii, gdzie najprawdopodobniej został ukryty wielki skarb Inków. Miejsce to nadal pozostaje niezgłębioną tajemnicą."

 

 cz.2 Namib - przez piaski pustyni

"Pustynia Namib jest najstarszą ze wszystkich pustyń, liczy sobie 80 milionów lat, kryje też najwięcej niespodzianek. Nazwa Namib wywodzi się z języka plemienia Nama i oznacza „miejsce, gdzie nic nie ma”. Rzeczywiście, jest tu zaledwie kilka miast, a ogromne obszary pustyni z jej pagórkami groźnych wydm piaskowych, są zupełnie nie zamieszkane."

cz.3 Tratwą przez Bałtyk

"Podnieśliśmy miecze, przygotowaliśmy grubą linę holowniczą, umocowaliśmy cały  luźny sprzęt, będą na pokładzie. Punktualnie o ósmej rano mały holownik szwedzkiego ratownictwa okrętowego rozpoczął holowanie i wyprowadził nas na odległość dziesięciu mil od brzegu. Rozpoczęła się droga powrotna, której celem były brzegi południowego  Bałtyku."

 

cz.4 Na saharyjskim szlaku

"Do tej pory sądziłem, że są tylko dwie przestrzenne pasje: góry i morze. Pustynia to też prawdziwy żywioł, potrafi porwać ludzi z całego świata. Spotykaliśmy pasjonatów, którzy przyjeżdżają tutaj na wiele miesięcy i często samotnie, bardzo dziwnymi samochodami, przemierzają pustynię dzikimi szlakami karawan."

 

cz.5 Wenezuela - wyprawa na Tramen Tepui

"Szlak często wiódł nawet i dwa metry nad ziemią po odrostach drzew i splątanych lian i korzeni, w torfowym podłożu czasami zapadaliśmy się nawet po pas. Wędrówka była uciążliwa; połowa pokrytych gęstą mokrą plechą gałęzi była przegnita, dotknięcie niemal każdej gałęzi wymagało uwagi, bowiem były na nich parzące gąsienice jak i dochodzące do trzech centymetrów długości mrówki Paraponera clavata czy tzw.  mrówki dwudziestoczterogodzinne. "

 

cz.6 Etiopia 2001 - impresje

"Od razu kilku policjantów jednoznacznie pokazało mi, że mam się natychmiast wynosić. I wówczas  przyszedł mi ryzykowny pomysł do głowy. Powiedziałem, że mam pozwolenie na fotografowanie w strefie przygranicznej i pokazałem starą pakistańską wizę w paszporcie. Sprawdzili dokładnie. W chwilę potem fotografowałem do woli."

 

cz.7 Szczyt pod choinkę. Wigilia na Fitz Royu

"Niezwykły był to wieczór wigilijny. Siedzieliśmy przytuleni do skały na wąskiej, urwistej przełęczy. Nad nami piętrzyły się strzeliste turnie, wśród których hulał wiatr. Pod nogami mieliśmy ponad tysiącmetrową otchłań. Przez kilka godzin śpiewaliśmy z zapałem kolędy. Ich melodia w tej dzikiej, górskiej scenerii robiła olbrzymie wrażenie. Niestety z czasem nasz śpiew, z powodu zimna, zmienił się w kłapanie szczęk"

 

cz.8 Andy

"Po trzydniowej karawanie założyliśmy naszą bazę nad Laguną Ticllacocha (w języku keczua – Kaczy Staw) na wysokości 4810 m n.p.m., czyli wyżej niż Mont Blanc. Miejsce bazy na trawiastych halach było bardzo przytulne. Wokół namiotów pasły się liczne stada lam i alpak, para kaczek codziennie wieczorem gościła na stawie. Oprócz problemów aklimatyzacyjnych, musieliśmy też przyzwyczaić się do dużej dobowej amplitudy."

 

Cz. 9 Nad Gangesem

"Przez miesiąc działaliśmy w przepięknej górskiej scenerii nad lodowcem Gangotri. Zdobyliśmy jako pierwsi Polacy jeden siedmiotysięcznik i trzy szczyty sześciotysięczne. Z żalem rozstawaliśmy się z tym uroczym miejscem i naszym swamim. Zostawiliśmy mu wszystkie nasze zapasy, podarowałem mu swoje zdjęcie. Później przez wiele lat co roku przez himalaistów z całego świata otrzymywałem od niego pozdrowienia. Moje zdjęcie umieścił tuż obok ołtarzyka boga Kryszny."

 

Cz. 10 Moje syberyjskie wędrowanie

"Wędrowanie po tych górach wymaga dużego doświadczenia turystycznego. Do tej pory nie wybudowano jakiejkolwiek infrastruktury turystycznej, nie ma znakowanych szlaków, ścieżki są często bardzo niewyraźnie albo nie ma ich wcale, ruchu turystycznego, poza rejonami szczytów Czerskiego i Porożystego, właściwie nie ma. Góry są praktycznie bezludne i turysta musi być zdany na własne siły."

Cz. 11 Kilimandżaro

"Wraz kilkunastoma grupami turystów z całego niemal świata wyruszyliśmy przed południem spokojnie w górę. Spokojnie, bo w czasie całej wędrówki obowiązywała bezwzględnie zasada „pole pole”, którą już wcześniej poznaliśmy podczas wypadu na Meru. „Pole pole” to  w języku suahili  znaczy „powoli powoli” i tak dbano,  byśmy cały czas szli niemal w żółwim tempie. Tak więc statecznie, stukając kijkami trekkingowymi, weszliśmy w górne piętro wilgotnego lasu równikowego, mając dostatecznie dużo lasu na fotografowanie roślinności, ptaków i przyglądającym się nam małpom."

 

Cz. 12 Tunezja

"Nie tylko w okolicach Matmaty były kręcone sekwencje czwartej części „Gwiezdnych Wojen”. W Oung Jemel niedaleko Tozeur, na środku pustyni zbudowano dla potrzeb filmu gwiezdne miasteczko, którego budowle oparte były na wzorach tradycyjnych saharyjskich domów. Ta osada wśród wydm i morza piasku, skąd Luke Skywalker wraz z towarzyszami uciekali na statku kosmicznym „Sokół Milenium” przed siepaczami Imperium, stanowi niezwykłą atrakcję dla turystów.
Z produkcji filmowej zostało sporo gadżetów, wymyślne „statki kosmiczne” nadal stoją na placach i uliczkach miasteczka, nad wejściem do domów umieszczono przedziwne „klimatyzatory” i „czujniki elektroniczne”."

Cz. 13 Złoto nad Madre de Dios

"Wszyscy, łącznie ze mną, odczuwaliśmy emocje gorączki złota. Przez cały dzień nie spuszczaliśmy z oka najmniejszego sita, gdzie gromadził się złoty piach. Dopiero wieczorem, po podziale urobku na dokładnej wadze, atmosfera się rozluźniła. Udało się nam trafić na wyjątkowo złotonośną plażę, bo na każdego z nas przypadało po kilka gramów złota dziennie."

Fotografie ze zbiorów Michała Kochańczyka